26 sty 2009

Poniedziałek...

Poniedziałek to dzień zajęć w pracowni. Od rana w pracy zaklinam zegar: "niech już będzie szesnasta, niech już będzie szesnasta!" Siedzę przed komputerem, klikam, pracuję, a pod stołem nóżką kiwam: "niech już będzie szesnasta, niech już będzie szesnasta!" Nikt mnie dziś nie namówi na nadgodziny. Zegar woła: "to już!" i pędem biegnę do pracowni. Na trzy godziny odcinam się od świata (komórki mają tam kiepski zasięg ;o)) w piwnicy o zapachu ziemi.
Ciekawe jaka niespodzianka czeka na mnie dzisiaj? Misa wyschła i nie pękła? Moje prace doczekały się i zostały wypalone? Zupełnie niespodziewany efekt wypału szkliw? Praca po wyjęciu z pieca ma dokładnie taki kolor, jakiego oczekiwałam?
Nie zawsze niespodziewajki są miłe. Czasami coś pęknie, wykrzywi się podczas suszenia, zbije się, lub szkliwo przepali się zupełnie inaczej niż oczekiwałam - niekoniecznie z pozytywnym efektem.
Na tym jednak polega cały urok ceramiki - nigdy nie będzie do końca przewidywalna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz