Pobudka o 6:30 zupełnie nie wakacyjna, ale o 8:00 rozpoczynał się rejs kanałem Elbląskim, a dojście do miejsca startu zajmowało nam pół godziny i jeszcze trzeba było bilety kupić (podobno w sezonie bez wcześniejszej rezerwacji nie ma na to szans). Wyprawa tania nie jest - 144 PLN od osoby, z obiadem w styropianowym pudełku i powrotnym autobusem do Ostródy w cenie - ale warta każdej złotówki! Pogoda nam dopisała. Na wodzie było chłodno, ale słonecznie. Zainstalowaliśmy się na górnym pokładzie na całe 11 h i syciliśmy oczy widokami. Na statku ze skrzeczącego głośniczka pan na przemian z panią snuli opowieści o kanale, ale najciekawsze historyjki opowiadał wesoły kapitan statku. Bardzo komunikatywny gość nam się trafił, chętnie odpowiadał na pytania, zapraszał dzieci, trochę znudzone 11h monotonią pyrkania po kanale i jeziorach, do swojej kabiny i objaśniał jak się steruje statkiem. Zdecydowanie cały rejs to dla dzieciaków hardcore - rodzicom z przychówkiem polecam krótszą trasę Buczyniec - Elbląg - sam cymes - pochylnie.
Nie ma co pisać, trzeba pokazać! :o)
Pierwszy w sezonie rejs zaczynał się w Ostródzie. A oto i przybywają nasze statki:
Z Ostródy płyniemy jeziorem Drwęckim w kierunku Kanału:
I dalej kanałem w kierunku pierwszej śluzy:
(wędkarze nie byli zachwyceni naszą obecnością ;o))
I oto przed nami śluza zielona:
Zbałamuciliśmy tutaj prawie godzinę z powodu kloca drewna, który uniemożliwił zamknięcie wrót śluzy. Obsługa okropnie długo nie mogła go wyciągnąć. :o]
wreszcie się udało i mogliśmy ruszać dalej!
Następna była śluza Miłomłyn.
Aby do niej wpłynąć statek musiał przepłynąć pod bardzo niskim mostkiem.
Opuszczono w tym celu budkę kapitana.
Budka podniesiona (widać też wypasione radyjko):
Budka opuszczona:
Pod kilkoma mostami miejsca było rzeczywiście "na styk" ;o):
Na tej śluzie wszystko poszło sprawnie:
Po przeprawie przez drugą śluzę rozpoczęła się "najnudniejsza" część rejsu - pierwsza pochylania dopiero za 4h.
Na początku fotografowaliśmy widoki:
O takie tabliczki witały z brzegu żeglujących ;o):
mam nadzieję, ze te złe psy pływać nie umieją :lol:
Jednak monotonia dała się we znaki również nam i część tej trasy przespaliśmy (głównie dłuuuugie jezioro Ruda Woda).
Ależ, ależ około godziny 14:30 ukazała się naszym oczom pierwsza pochylnia - Buczyniec:
Tutaj dokwaterowali się kolejni uczestnicy (mocno zaskoczeni naszymi strojami - ja miałam czapkę, rękawiczki i byłam owinięta chustą, o kurtce nie wspominam - na wodzie mocno wiało mimo słońca). I tutaj także na pokład wniesiono nasz obiad, którego wydawanie rozpoczęto już podczas przeprawy przez pochylnię.
No to ruszamy!
i koniec pochylni
Ale niedługo pojawia się następna - Kąty:
na dole widać drugi - o tej porze roku jeszcze pusty - wózek, na którym statek jest przeciągany do następnej części kanału (w naszym przypadku - położonej niżej):
I opuszczamy wózek drugiej pochylni:
A teraz trzecie w kolejności - Oleśnica:
I czwarta - Jelenie (którą ostatniego dnia obejrzymy sobie "z lądu" w drodze powrotnej):
I piąta - całuny.
Tutaj wózek do przewożenia statków widać w całej krasie:
Niesamowite jest to, że wszystkie pochylnie działają dokładnie tak jak zostały zaprojektowane - statki transportuje się wykorzystując jedynie siłę wody! W przypadku pochylni Całuny - platformy poruszające się na linach napędzane są za pomocą turbiny wodnej Francisa, na pozostałych pochylniach znajdują się koła wodne. Poza tym, oprócz lin, wszystko ma te 150 lat i działa bez zarzutu!
Po przeprawie przez pochylnie wpłynęliśmy na jezioro Drużno:
O tej porze roku wciąż jeszcze niezarośnięte (podobno latem wcale nie widać wody):
Na pokładzie zostali najtwardsi (okropnie wiało!), których opowieściami o kanale zabawiał kapitan:
Moza było tez zobaczyć kormorany, orły i karmić tłumnie nam towarzyszące mewy:
Po przepłynięciu Drużna, dotarliśmy do Elbląga, gdzie czekał na nas autobus powrotny do Ostródy.
Nie ma co pisać, trzeba pokazać! :o)
Pierwszy w sezonie rejs zaczynał się w Ostródzie. A oto i przybywają nasze statki:
Z Ostródy płyniemy jeziorem Drwęckim w kierunku Kanału:
I dalej kanałem w kierunku pierwszej śluzy:
(wędkarze nie byli zachwyceni naszą obecnością ;o))
I oto przed nami śluza zielona:
Zbałamuciliśmy tutaj prawie godzinę z powodu kloca drewna, który uniemożliwił zamknięcie wrót śluzy. Obsługa okropnie długo nie mogła go wyciągnąć. :o]
wreszcie się udało i mogliśmy ruszać dalej!
Następna była śluza Miłomłyn.
Aby do niej wpłynąć statek musiał przepłynąć pod bardzo niskim mostkiem.
Opuszczono w tym celu budkę kapitana.
Budka podniesiona (widać też wypasione radyjko):
Budka opuszczona:
Pod kilkoma mostami miejsca było rzeczywiście "na styk" ;o):
Na tej śluzie wszystko poszło sprawnie:
Po przeprawie przez drugą śluzę rozpoczęła się "najnudniejsza" część rejsu - pierwsza pochylania dopiero za 4h.
Na początku fotografowaliśmy widoki:
O takie tabliczki witały z brzegu żeglujących ;o):
mam nadzieję, ze te złe psy pływać nie umieją :lol:
Jednak monotonia dała się we znaki również nam i część tej trasy przespaliśmy (głównie dłuuuugie jezioro Ruda Woda).
Ależ, ależ około godziny 14:30 ukazała się naszym oczom pierwsza pochylnia - Buczyniec:
Tutaj dokwaterowali się kolejni uczestnicy (mocno zaskoczeni naszymi strojami - ja miałam czapkę, rękawiczki i byłam owinięta chustą, o kurtce nie wspominam - na wodzie mocno wiało mimo słońca). I tutaj także na pokład wniesiono nasz obiad, którego wydawanie rozpoczęto już podczas przeprawy przez pochylnię.
No to ruszamy!
i koniec pochylni
Ale niedługo pojawia się następna - Kąty:
na dole widać drugi - o tej porze roku jeszcze pusty - wózek, na którym statek jest przeciągany do następnej części kanału (w naszym przypadku - położonej niżej):
I opuszczamy wózek drugiej pochylni:
A teraz trzecie w kolejności - Oleśnica:
I czwarta - Jelenie (którą ostatniego dnia obejrzymy sobie "z lądu" w drodze powrotnej):
I piąta - całuny.
Tutaj wózek do przewożenia statków widać w całej krasie:
Niesamowite jest to, że wszystkie pochylnie działają dokładnie tak jak zostały zaprojektowane - statki transportuje się wykorzystując jedynie siłę wody! W przypadku pochylni Całuny - platformy poruszające się na linach napędzane są za pomocą turbiny wodnej Francisa, na pozostałych pochylniach znajdują się koła wodne. Poza tym, oprócz lin, wszystko ma te 150 lat i działa bez zarzutu!
Po przeprawie przez pochylnie wpłynęliśmy na jezioro Drużno:
O tej porze roku wciąż jeszcze niezarośnięte (podobno latem wcale nie widać wody):
Na pokładzie zostali najtwardsi (okropnie wiało!), których opowieściami o kanale zabawiał kapitan:
Moza było tez zobaczyć kormorany, orły i karmić tłumnie nam towarzyszące mewy:
Po przepłynięciu Drużna, dotarliśmy do Elbląga, gdzie czekał na nas autobus powrotny do Ostródy.
Wycieczka była wspaniała! Polecam każdemu!
P.S. Wybaczcie ilość zdjęć, ale to i tak niewielki procent tego co napstrykaliśmy!
P.S. II Tu można zobaczyć całą mapę kanału.
P.S. II Tu można zobaczyć całą mapę kanału.