2 lut 2013

Zamiast - jak zwykle - w pracowni, spędziłam sobotnie przedpołudnie w łóżku. Dopadł mnie jakiś okrutny wirus, przydusił i nie dał się ruszyć. Na szczęście wystarczyło się wygrzać pół dnia i już po popołudniu byłam w miarę do życia. A to bardzo ważne, bo trzeba było zabrać się za szykowanie przyjęcia urodzinowego mojej córeczki. :O) I tak to dzisiaj zamiast z gliny, wycinałam prawdziwe ciasteczka. Później lukrowałam i powiem Wam, że lukrowanie jest trudniejsze niż szkliwienie. ;o)
Ciasteczka piekłam według przepisu z moich wypieków. Lukrować uczyłam się z tego bloga.
A foremkę zrobił mi mąż. Takiego mam zdolnego męża. O!
Jeszcze tylko muszę dokończyć naszą wersję tortu dla księżniczki i mogę iść spać.

Mały update z 04.02.2012
Tort wyszedł tak:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz