Wyspani zjedliśmy obfite i pyszne śniadanie w Ranczu (po raz pierwszy podczas tej wyprawy - do tej pory śniadania kombinowaliśmy własnym sumptem w pokoiku) i zaczęliśmy planować kolejny dzień. Pogoda ustabilizowała się na poziomie pochmurno i zimno oraz czasem pada. Niestety. :o(
Planowaliśmy zwiedzenie muzeum gazownictwa w Górowie Iławeckim, ale na szczęście przytomnie najpierw tam zadzwoniłam i usłyszałam, że "muzeum nieczynne". Cóż było robić, ruszyliśmy prosto do Ornety.
Orneta zachwalana była w przewodnikach jako miasteczko "jak na południu Francji". Może w słoneczny dzień... Nas nie urzekło aż tak. Bardzo trudno było znaleźć miejsce do parkowania. Zrobiliśmy sobie spacer po miasteczku zahaczając o opisane w przewodnikach zabytki:
Ratusz w stylu gotyckim z XIV w. z przyklejonymi do niego domkami budniczymi. Niestety ratusz był zamknięty.
Dotarliśmy do obu wspomnianych w przewodnikach cerkwi, ale też były zamknięte. Za to w kościele parafialnym św. Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty mieliśmy szczęście :o) akurat pani sprzątała kościół i pozwoliła nam wejść do środka i do woli podziwiać zgromadzone w nim zabytki. Jest to jeden z najpiękniejszych kościołów gotyckich na Warmii, więc warto go dokładnie obejrzeć.
Kościół z zewnątrz:
Oraz wnętrze:
Na ścianach biblia Pauperum:
Z Ornety udaliśmy się do Krosna obejrzeć zespół pielgrzymkowy z kościołem Nawiedzenia NMP. Zespól jest wzorowany na Świętej Lipce, ale mniejszy i także rzadziej odwiedzany. Legenda głosi, że nurcie płynącej przez Krosno Drwęcy Warmińskiej znaleziono cudowną figurkę Matki Boskiej. Najpierw zbudowano drewnianą kaplicę, w której umieszczono otaczaną kultem figurkę. Potem obecnie istniejący kościół (przesunięto nurt rzeki tak, aby ołtarz stanął dokładnie w miejscu znalezienia figurki). Figurka zniknęła z kościoła w 1945 roku.
Krosno urzekło nas bez dwóch zdań!
Tutaj także mieliśmy szczęście - w kościele trwały przygotowania do ślubu - był więc otwarty. Mogliśmy tez wysłuchać próby organów. :o)
Z Krosna pojechaliśmy do kolejnego - jeszcze bardziej zapomnianego i zniszczonego - zespołu pielgrzymkowego w Chwalęcinie.Poinstruowani przez miłą panią w Ornecie (która poleciła nam wizytę w Chwalęcinie) zaczęliśmy poszukiwania klucznika, gdyż budynek jest zamknięty na głucho, a klucze ma mieszkająca w pobliżu rodzina. Na szczęście chętnie nas wpuścili (a przy okazji na zdjęcia w krużgankach załapała się Para Młoda, którą przywiózł tu - jak się okazało - na pałę Pan Fotograf).
W Chwalęcinie znajduje się słynący łaskami Czarny Krucyfiks, który znaleziony w lesie, kilka razy wracał "na swoje miejsce" z kościoła w Osetniku, gdzie został przyniesiony z lasu. Ostatecznie na miejscu znalezienia krzyża wybudowano najpierw kaplicę, a po wielu cudach kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
Zespół jest bardzo zaniedbany, odpadające tynki, zniszczone stacje drogi krzyżowej, gniazdo bocianie na dachu, ale wnętrze zapiera dech w piersiach!
Wnętrze ozdabia polichromia przedstawiająca Legendę Krzyża Świętego:
Pan fotograf w podziękowaniu za załatwienie klucza daje nam namiary na "romantyczne ruiny niedaleko". Ruszamy w drogę. Romantyczne ruiny okazują się być resztkami pałacu, które usiłuje odbudować jakieś polsko-niemieckie towarzystwo (właściciel był Niemcem) o czym świadczą wiszące na resztkach elewacji plansze (jest na nich również informacja, ze towarzystwo nie prowadzi kwesty na terenie ruin - widocznie przedsiębiorczy lokalsi dorabiali sobie na wino ;o)). Oczywiście chwilę po nas zjawia się i pan fotograf z Młoda Parą i mimo wszechobecnych zakazów wstępu zagania ich do wnętrza ruin na "romantyczne ujęcia" ;o)
A oto i rzeczone ruiny:
Ponieważ dzień jeszcze młody postanawiamy wynagrodzić sobie wykreślenie Olsztyna z planu wycieczki i ruszamy do planetarium we Fromborku gdzie biegiem docieramy na ostatni seans zahaczając na chwilę o Katedrę:
Przez okienko w podłodze widać trumnę Kopernika ;o)
Pokaz w Planetarium prowadził bosy astronom, który "odbywa podróże kosmiczne na statku Ziemia, czując swoją rodzimą planetę pod bosymi stopami".
Myślałam, że bose stopy prowadzącego to element pokazu, ale pan zamknął planetarium i bez butów pomaszerował do domu. Było jakieś 7 stopni i wiatr!
Z Fromborka pomknęliśmy już prosto do Braniewa, gdzie wizytowaliśmy rodzinę :O)
Myślałam, że bose stopy prowadzącego to element pokazu, ale pan zamknął planetarium i bez butów pomaszerował do domu. Było jakieś 7 stopni i wiatr!
Z Fromborka pomknęliśmy już prosto do Braniewa, gdzie wizytowaliśmy rodzinę :O)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz