Na dzisiaj zaplanowany był już tylko powrót, jednak udało mi się namówić męża na zwiedzenie jednej z pochylni "z lądu", bo droga była pusta i dobrze się jechało (mieliśmy dobry czas, jak mawiał przewodnik, który przegonił mnie po Paryżu 15 lat temu ;o)). Trafiliśmy na pochylnię Jelenie, bo pomimo remontowych objazdów dojazd do mniej był w miarę dobrze oznaczony.
Trafiliśmy na miłą obsługę, która bez problemu pozwoliła nam myszkować i robić zdjęcia, oraz chętnie opowiadała o działaniu i konserwacji mechanizmu.
Foto baj maj mąż:
Foto baj maj mąż: Foto baj maj mąż: Do tego trafiliśmy akurat na transport stateczku. Było piekielnie zimno, więc zbyt wielu turystów na pokład nie wyległo ;o).
Statek na wózku do transportu:
I jedzie po trawie...
drugi wózek wciąż pusty.
Foto baj maj mąż:
Po obfotografowaniu pochylni z każdej strony uciekliśmy zmarznięci do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wiernym towarzyszem był nam deszcz. ;o)
Trafiliśmy na miłą obsługę, która bez problemu pozwoliła nam myszkować i robić zdjęcia, oraz chętnie opowiadała o działaniu i konserwacji mechanizmu.
Foto baj maj mąż:
Foto baj maj mąż: Foto baj maj mąż: Do tego trafiliśmy akurat na transport stateczku. Było piekielnie zimno, więc zbyt wielu turystów na pokład nie wyległo ;o).
Statek na wózku do transportu:
I jedzie po trawie...
drugi wózek wciąż pusty.
Foto baj maj mąż:
Po obfotografowaniu pochylni z każdej strony uciekliśmy zmarznięci do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wiernym towarzyszem był nam deszcz. ;o)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz