10 wrz 2009

10.09.2009 - Kreta, dzień piąty.

Dzisiaj na tapecie wycieczka zaproponowana przez przewodnik z moimi modyfikacjami. Po pierwsze odwróciłam kolejność, żeby zacząć od pałacu w Malii, czyli 3-go z wielkich minojskich pałaców. Dzień dzisiejszy zainaugurował zwiedzanie części wschodniej Krety.
Te wykopaliska zrobiły na mnie największe wrażenie. Niewielu turystów, więc można było w spokoju spacerować i wyobrażać sobie wszystko. Poza tym, ruiny mają niesamowity rudy kolor.

wykopaliska są osłonięte pięknym dachem przed niszczącym działaniem słońca i deszczu

pitos na głównym dziedzińcu pałacu

schody do nieba, a kiedyś główne wejście do pałacu

Z Malii ruszyliśmy dobywać płaskowyż Lasithi. Najpierw musieliśmy wdrapać się serpentynami na wysokość 850 m n.p.m.


Po drodze można było spotkać sporo kapliczek. Tutaj wersja nowoczesna. Do kupienia w każdym sklepie z kostką brukową ;o)


Powoli docieramy do przełęczy Ambelou, za którą rozciąga się płaskowyż. Po drodze zatrzymujemy się przy małym klasztorze (nie wolno fotografować sióstr i wnętrz świątyni), więc robimy tylko zdjecia z zewnątrz i podziwiamy freski z cerkwi Moni Kardiotissa.


Ponieważ przewodnik obiecuje piękne widoki z wiatrakami, wypatruję ich bardzo mocno. Kiedy wreszcie coś zauważam, musimy się zatrzymać. I w ten sposób trafiamy do najdziwniejszego muzeum na całej Krecie - muzeum homo sapiens. W skrócie jest to kuriozum niezwykłe zbudowane przez jakiegoś fascynata ludzkości i pokazuje nasz rozwój od jaskiń do lotów w kosmos, ale z tarasu przy muzeum rozciąga się wspaniały widok. Jesteśmy na 803 m.


Wiatraki. Te są współczesne. służą do pompowania wody.


A tu przykład obiektów muzealnych. Rozwój koła. ;o)


Jak mąż mój złoży panoramę, pokażę Wam całe to niezwykłe muzeum. To było najgorzej wydane 6 euro, chociaż może nie, bo się pośmialiśmy...
Nic, jedziemy dalej. Na samej przełęczy udało mi się dojrzeć ruiny prawdziwych wiatraków!


A za chwilę ukazał nam się płaskowyż w całej okazałości!


Jest to jeden z najbardziej żyznych rejonów Krety pełen sadów, gai i łąk z pasącymi się krowami. Po nacieszeniu się zapierającymi dech w piersiach widokami, ruszamy w dalszą drogę, której celem jest jaskinia Dikte, w której urodził - według mitów - Zeus (podobno każda jaskinia na wyspie pretenduje do tytułu miejsca narodzin tego boga ;o)). Jest to najpiękniejsza jaskinia na Krecie z pięknymi stalaktytami i stalagmitami. Trzeba się do niej trochę wdrapać, ale na leniwych czekają osiołki. Ciekawostka jest zakaz fotografowania z fleszem i - uwaga! - ze statywem. tak, żeby przypadkiem ładne zdjecia nie wyszły :o]
Ale co to dla mojego męża. Doskonale sobie poradził bez ;o)


na dnie jaskini jest sadzawka pełna monet. Szkoda, ze nie miałam kaloszy ;o)


Po zwiedzeniu jaskini (było warto się wdrapać!) powoli opuszczamy płaskowyż Lasithi i znów wdrapujemy się w góry Selena. Kręte srogi prowadzą nas do głównej drogi północnego wybrzeża Krety.


Tu ciekawostka, tak wyglądają wodociągi i liczniki na Krecie. ;o) Istny węzeł gordyjski.


Oraz niezwykły widoczek, - góry ponad chmurami.


W drodze powrotnej spadają pierwsze krople deszczu.


Które wieczorem, podczas kolacji przerodzą się w regularna ulewę.



Do pokoju wracamy przemoczeni do suchej nitki!

1 komentarz:

  1. do pogody to szczęścia nie macie... ;p musice jeździć z nami na wakacje :]

    OdpowiedzUsuń