Wróciłam z kreta.
Niestety.
Nie zachwyciłam się, nie zakochałam, nie zapragnęłam tam zamieszkać.
Niestety.
Nie zastosowałam przepisu Almy.
Niestety.
Moja hiper-duper lodówka za ciężkie pieniądze i na lekkie raty była zapleśniała mi marchewkę.
Niestety.
Zimno tu rankami i ciemno.
Niestety.
W pracy znów jestem.
Niestety.
Fajnie było.
Ciepło było.
Smacznie było.
Słonecznie i pochmurnie i deszczowo też było.
Dużo zobaczyłam.
Zdjęć jak gupki napstrykaliśmy.
Opaliliśmy się mimo, że wcale się nie staraliśmy.
Jesteśmy - na razie - naładowani energią i słońcem. Oby wystarczyło do wiosny!
Pitosy mnie zachwyciły, ulepię se taki na następnym plenerze. Największy jaki się zmieści do pieca. Postawie se na balkonie, albo mamie w ogrodzie. A co!
Być może będzie relacja i jakieś zdjęcia. Być może. Jak się ogarnę.
Szkoda, ze się nie zakochałaś w kretowisku ;)Osobiście ciułam na willę na kpocu.:D
OdpowiedzUsuńByłaś w Margarites lub Thrapasano?
Chyba nie było mi dane, bo nie kojarzę. W której części kreta są?
OdpowiedzUsuń