To już nasz ostatni dzień na zachodzie Krety. Dzisiaj plażowanie. Zatoka Ballos i Imeri Gramvousa. Rejs statkiem z portu w Kissamos. Polecany i przez miejscowych i przez naszych leżakowo-plażowych znajomych. ;o)
Wystartowaliśmy ok. 10:30. Z kilku statków popłynął tylko 1, za to największy. I tak nie był pełen. Uroki off-sezonu ;o)
Opłynęliśmy półwysep Gramvousa, podziwiając doskonale w tym miejscu widoczne zjawisko przechylania się Krety (foto baj maj mąż):
Dotarliśmy do końca półwyspu, przepłynęliśmy na drugą stronę pomiędzy nim, a wyspą Agria Gramvousa i naszym oczom ukazała się wyspa Imeri Gramvousa, nasz pierwszy cel podróży (foto baj maj mąż):
Na wyspie znajdują się ruiny weneckiej twierdzy, do których zamierzamy się wdrapać. Ciekawostką jest fakt, że twierdza została zbudowana na planie trójkąta (foto baj maj mąż)
Już jesteśmy na górze. Wysoko, nie? ;o) (foto baj maj mąż)
Z twierdzy pozostało niewiele (foto baj maj mąż)...
Widok na lagunę Ballos, gdzie zaraz popłyniemy (foto baj maj mąż)
Ruiny kościoła:
Schodzimy. Widok na zatoczkę, wrak i nasz statek:
Na wyspie spędzilismy ok. 2,5 godziny. Na powolne wejście, spacer wzdłuż murów i zejście spokojnie wystarczy. Szybsi zdążyli się nawet wykąpać ;o)
Rejs do twierdzy trawał godzinę, po kolejnych 15 minutach byliśmy w lagunie.
Jak w Elafonisi - woda po kostki i różowy piasek:
Było go dużo więcej i bez zakazu zabierania ;o)
Mieliśmy piękną pogodę - pełne słonce. Poza tym okropnie wiało.
Panorama baj maj mąż:
Zatoka piękna. Mąż snurkował, ja robiłam zdjęcia i chłonęłam widoki.
oraz lansowałam się na syrenę (foto baj maj mąż):
Na plażowanie mieliśmy tez ok. 2 godzin.
Żal było odpływać (foto baj maj mąż):
(foto baj maj mąż)
Po powrocie do Chanii poszliśmy po raz ostatni do TO XANI na kolację, pożegnaliśmy się z właścicielami i zrobiliśmy sobie pożegnalny spacer po Chanii. :o(
Jutro nasz ostatni dzień - przeznaczyliśmy go na zwiedzenie Iraklionu.
Wystartowaliśmy ok. 10:30. Z kilku statków popłynął tylko 1, za to największy. I tak nie był pełen. Uroki off-sezonu ;o)
Opłynęliśmy półwysep Gramvousa, podziwiając doskonale w tym miejscu widoczne zjawisko przechylania się Krety (foto baj maj mąż):
Dotarliśmy do końca półwyspu, przepłynęliśmy na drugą stronę pomiędzy nim, a wyspą Agria Gramvousa i naszym oczom ukazała się wyspa Imeri Gramvousa, nasz pierwszy cel podróży (foto baj maj mąż):
Na wyspie znajdują się ruiny weneckiej twierdzy, do których zamierzamy się wdrapać. Ciekawostką jest fakt, że twierdza została zbudowana na planie trójkąta (foto baj maj mąż)
Już jesteśmy na górze. Wysoko, nie? ;o) (foto baj maj mąż)
Z twierdzy pozostało niewiele (foto baj maj mąż)...
Widok na lagunę Ballos, gdzie zaraz popłyniemy (foto baj maj mąż)
Ruiny kościoła:
Schodzimy. Widok na zatoczkę, wrak i nasz statek:
Na wyspie spędzilismy ok. 2,5 godziny. Na powolne wejście, spacer wzdłuż murów i zejście spokojnie wystarczy. Szybsi zdążyli się nawet wykąpać ;o)
Rejs do twierdzy trawał godzinę, po kolejnych 15 minutach byliśmy w lagunie.
Jak w Elafonisi - woda po kostki i różowy piasek:
Było go dużo więcej i bez zakazu zabierania ;o)
Mieliśmy piękną pogodę - pełne słonce. Poza tym okropnie wiało.
Panorama baj maj mąż:
Zatoka piękna. Mąż snurkował, ja robiłam zdjęcia i chłonęłam widoki.
oraz lansowałam się na syrenę (foto baj maj mąż):
Na plażowanie mieliśmy tez ok. 2 godzin.
Żal było odpływać (foto baj maj mąż):
(foto baj maj mąż)
Po powrocie do Chanii poszliśmy po raz ostatni do TO XANI na kolację, pożegnaliśmy się z właścicielami i zrobiliśmy sobie pożegnalny spacer po Chanii. :o(
Jutro nasz ostatni dzień - przeznaczyliśmy go na zwiedzenie Iraklionu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz